Logo
Start    O rodzinie    Osoby   Lista odcinków   Forum   Kontakt  Zembaty  Tfurczość klubu   Piosenki

>>>>>> SONDA - Twoja ulubiona postać w "Rodzinie" <<<<<<

Czym jest "Rodzina Poszepszyńskich" ?

   W zasadzie jeśli tu dotarliście - pewnie wiecie że Rodzina Poszepszyńskich to kultowe słuchowisko, tworzone przez Jacka Janczarskiego i Macieja Zembatego. Słuchowisko było niejednokrotnie w Trójce, doczekało się wydania na cd (jak do tej pory to tylko 3 płyty - materiału jest na ok 30).

   Forma przekazu - słuchowisko z dobrą obsadą daje niezwykłe możliwości - w wyobraźni słuchacza powstają niezwykłe obrazy - sytuacje i skojarzenia. Żaden obraz nie jest w stanie tak komicznie przedstawić np dziadka Jacka płynącego Wisłą z 3 osobami na pokładzie, holowanego przez wędkarza,albo Dziadka pędzącego ulicami Warszawy na wózku inwalidzkim z silnikiem diesla i tłumikami systemu Abartha.

   Główne postacie dramatu (Maryla, dziadek Jacek, Grzegorz i Maurycy) obdarzeni są szczodrze w najgorsze cechy narodowe Polaków. Spotykają ich przedziwne i prześmieszne przygody. Większość akcji dzieje się w ich mieszkaniu w Warszawie, Przy Placu na rozdrożu 2 m 183. Nie widzę sensu pisać zbyt wiele o ich życiu, bo nie zrobię tego nawet w połowie tak dobrze, jak sami Poszepszyńscy. Przygody dzielnej rodzinki to coś więcej niż rozrywka czy kabaret.

   Nie chcę tu denerwować wielbicieli tych słuchowisk, ale po prawdzie służyły one do powiedzenia paru oczywiście genialnych, perfekcyjnych, błyskotliwych ale jednak tylko dowcipasów. "RP" jest zwartą całością fabularną, jest jak porządny serial obyczajowy. Dowcipy nie są tylko dowcipasami, ale mają swój wymiar społeczno-kulturowy (tak, tak!). Np. genialny odcinek, kiedy Grzesio zostaje "kierownikiem toalety, w skrócie toaletowym" - dla wszystkich, prócz głupiej Maryli jest oczywiste, że co kierownik, to kierownik (jak ta sprzątaczka, która została "konserwatorem powierzchni płaskich"). Co to dużo kryć, wiele prawdy o narodzie naszym zawiera "RP". Np. te zabawne namiastki "wychowywania" Maurycego ("nikt cię nie pytał o zdanie"), a wszak wiemy, że Maurycy to łobuz i kombinator. A kombatanctwo dziadka Jacka, to obsesyjne powracanie do "niezapomnianego roku" to przecież nie jest dowcip tylko abstrakcyjny. Sąsiadka, pani Bożena z siekierą. Ślepy Leon uczący jak połykać łyżki.

   Tak, tak panowie "Albert" zabawny serial, ale "RP" to szczyt geniuszy Zembatego i Janczarskiego (o nim nie zapominajmy). Walnę z grubej rury - Poszepszyńscy całkiem ładnie mieszczą się w krytycznym nurcie naszej narodowej kultury, obok Mrożka, Gombrowicza i innych "prześmiewców", co to naród chlastali biczem satyry, aby ten naród piękniejszym się stał. Tak, tak panowie i panie, gdzie tam "Albertowi" do Poszepszyńskich...

Andrzej74

   "Dziadek Jacek jest moim życiowym przewodnikiem i mentorem! Jego życiowa mądrość pozwala mi żyć radośniej i bezpieczniej. Wiem na przykład, że zamykanie się w kolejowej toalecie może być niebezpieczne, bo zamek może się zaciąć i trasę Łódź - Koluszki przejedziemy parę tysięcy razy aż nie zaczną myć wagonu!!! Cytaty z dziadka Jacka dobre są na każdą okazję!"

   Jestem pełen uznania i wdzięczności dla wszystkich, którzy powołali do życia "Rodzinę Poszepszyńskich" która jest dla mnie oraz całej rzeszy fanów lekarstwem na zwykłośc dnia codziennego.


A oto wywiad z Maciejem Zembatym przeprowadzony dla tygodnika "Chorzowianin" przez Krzysztofa Knasa

- Wszystko zaczęło się w czasie stałej audycji jaką był "Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy - ITR". Narodził się tam pomysł skontrowania pozytywnego obrazu Polaków, jaki był kreślony i upowszechniany przez "Matysiaków" oraz audycję wiejską "W Jezioranach". Początkowo było to coś bardzo prostego - chcieliśmy się z Jackiem Janczarskim zwyczajnie odciąć od tego obrazu. Dość szybko jednak Poszepszyńscy poszli własną drogą i żyli na antenie radiowej "Trójki" dwadzieścia pięć lat... - opowiada Maciej Zembaty. - Nigdy nie liczyłem ile było odcinków, ale chyba nie przesadzę jeśli powiem, że zebrałoby się około tysiąca. Była tego naprawdę ogromna ilość. Szybko wciągnęliśmy się w świat Poszepszyńskich, poetykę postaci, rodzaj żartu. Można nas było z Jackiem budzić w środku nocy i kazać pisać, a robilibyśmy to zawsze z ogromną przyjemnością - dodaje.

Osoby dramatu

- Nie byliśmy pewni, jak nasze słuchowisko zostanie przyjęte. Na początku audycja spotkała się z dosyć kontrowersyjnym odbiorem. Pojawiły się nawet petycje, ze radio powinno natychmiast przerwać emisję serialu, bo on obraża i szarga poczucie narodowej dumy. Z drugiej strony jednak była znacznie większa grupa słuchaczy, którzy pokochali Poszepszyńskich bez zastrzeżeń, akceptując ich takimi, jakimi zostali stworzeni - opowiada Maciej Zembaty. Seniorem rodu jest Dziadek Jacek Maria Poszepszyński, co do którego wieku nie ma stuprocentowej pewności. Jedni mówią, że urodził się w 1889 roku, inni twierdzą zaś, że ma już ponad 140 lat... Jacek Poszepszyński jest weteranem wojny Japońsko - Rosyjskiej w Mandżurii, inwalidą, ale także kleptomanem i wielkim miłośnikiem dżemu...Jego córka Maryla Poszepszyńska była pracownicą prosektorium, ale w końcu została żoną, matką i gospodynią domową. Grzegorz Gąsienica, konserwator maszyn biurowych, po ślubie z Marylą przyjął za swojej jej rodowe nazwisko i "zasilił szeregi" Poszepszyńskich. Syn Maryli i Grzegorza - Maurycy jest najstarszym na świecie uczniem szkoły podstawowej na świecie (uczęszcza do 5 klasy Szkoły im. Hetmana Branickiego), pięciokrotny rozwodnik, chwyta się różnych zajęć. Oryginalną zbieraninę dopełnia pies Murzyn. Jak wspomina Maciej Zembaty, który wcielił się w postać Maurycego Poszepszyńskiego, nie było najmniejszego problemu z tym, by do pracy nad słuchowiskiem przekonać Hannę Okuniewicz (Maryla), Jana Kobuszewskiego (Dziadek Jacek) i Piotra Fronczewskiego (Grzegorz Poszepszyński).

- Nasz skład nie zmienił się przez wszystkie lata realizacji "Poszepszyńskich" mogę chyba powiedzieć, że otrzymując propozycję ról w słuchowisku zareagowaliśmy jednoznacznie na "tak". Tekst był świetny jakościowo, miał fenomenalną dawkę poczucia humoru, zwłaszcza czarnego, będącego specyfiką twórczości Maćka Zembatego. Poszepszyńscy byli swoistym komentarzem do rzeczywistości którą mieliśmy za plecami i przed oczami - mówi Piotr Fronczewski. - Zaakceptowałem Grzegorza natychmiast. Gdyby pojawiła się możliwość wznowienia Poszepszyńskich nie wahał bym się ani przez chwilę, by wrócić do postaci Grzegorza...To było coś, co się naprawdę rzadko zdarza: przeczytałem tekst kilku pierwszych odcinków i nie miałem wątpliwości, że on jest napisany "w punkt". Słowa, frazy, koncept całości stanowiły doskonały materiał do aktorskiej zabawy - nie było najmniejszych powodów do zmian i jakiejkolwiek ingerencji w tekst. Nie musieliśmy niczego improwizować - w oparciu o precyzyjny scenariusz, poprzez różne "zachowania akustyczne" budowaliśmy w studio relacje między postaciami - dodaje.

- Improwizacji w studio rzeczywiście nie było - stwierdza Maciej Zembaty - Dosyć często zdarzało się natomiast coś, co stwarzało nam duże kłopoty w pracy - zwyczajnie gotowaliśmy się ze śmiechu tak, ze nie byliśmy w stanie grać. Musieliśmy przerywać, uspokoić się i próbować od początku. Z tym, ze najczęściej w takich sytuacjach atak śmiechu wraca w dokładnie tym samym miejscu - uzupełnia. Jan Kobuszewski tak wspomina swój pierwszy kontakt z postacią Dziadka Jacka: - W tekstach, które dostałem do przeczytania znalazło się kilka aluzji antykomunistycznych, a że jestem z przekonania prawicowcem, przyjąłem je z radością. Postać Jacka Poszepszyńskiego była dodatkowo chroniona wiekiem - jego opowieści o wojnie carsko-japońskiej można było spokojnie odnieść do naszych realiów z lat, kiedy rozpoczynała się emisja naszego słuchowiska - mówi.

Perypetie paskudnej rodzinki

Mimo aluzji i odnośników do bieżącej rzeczywistości naszego kraju Poszepszyńscy nie mieli problemów z cenzurą. - W całej historii naszego słuchowiska były zaledwie dwa czy trzy odcinki, które nie ukazały się na antenie, i to z powodu drobiazgów. Kiedyś na przykład zupełnie niechcący wstrzeliliśmy się w zapisy na temat ekologii - nie wolno było twierdzić, że Polska jest zanieczyszczona... - opowiada Maciej Zembaty. - Na ogół jednak wiedzieliśmy na co możemy sobie pozwolić i staraliśmy się cały czas balansować na granicy zezwolenia, aż przyszła tzw. wolność i było już można wszystko... Szczerze mówiąc, sam lepiej się czułem w sytuacji, kiedy trzeba się było posłużyć aluzją, odwoływać się do "podskórnego" porozumienia ze słuchaczami. Czasem jest trudniej z tą wolnością słowa, kiedy wszystko jest zbyt oczywiste, ale absolutnie nie twierdzę, że dwadzieścia lat temu w Polsce było świetnie... - dodaje. Jak zapewnia Maciej Zembaty, chociaż scenariusz tysiąca odcinków inspirowała rzeczywistość, postaci Poszepszyńskich nie miały w niej pierwowzorów. - Może z wyjątkiem Maurycego, którego wyposażyłem we własne cechy. Gdybym był Poszepszyńskim, tak bym się właśnie zachowywał - mówi.

- Jest jedna cecha, której bardzo zazdroszczę dziadkowi Jackowi: to niebywały cwaniak, a ja też chciałbym taki być - stwierdza Jan Kobuszewski, mrużąc znacząco oko. Piotr Fronczewski reaguje uśmiechem na pytanie, czy w ciągu 25 lat historii słuchowiska był kiedykolwiek utożsamiany z postacią Grzegorza. - Aktorzy grający w tasiemcowych serialach rzeczywiście często mają ten problem. Ja na szczęście nie zostałem Poszepszyńskim w świadomości słuchaczy. Wszyscy potraktowali to przedsięwzięcie z właściwym dystansem - zauważa.

Nie było żadnego polskiego święta, którego "nie zaliczyłaby" zwariowana rodzinka. Poszepszyńscy obchodzili także Wielkanoc. W słuchowisku były kiedyś czarne pisanki, zaś w wersji książkowej (wydanej z okazji jubileuszu antypowieści "Rodzina Poszepszyńskich Story") "tradycyjna" wielkanocna choinka... Maciej Zembaty nie zna osobiście żadnego "prawdziwego" Poszepszyńskiego, Jan Kobuszewski znalazł kiedyś to nazwisko w książce telefonicznej i odetchnął z ulgą, że państwo Poszepszyńscy nie protestowali przeciwko wykorzystywaniu ich nazwiska w słuchowisku. - Jednym z przykrych odnośników do rzeczywistości okazała się być postać Igi Korczyńskiej, aktorki teatrzyku "Ananas", którą dziadek Jacek dosyć często przywoływał w swoich wspomnieniach. Odwiedzając groby bliskich na Powązkach zupełnie przypadkowo natknąłem się na nagrobek Igi Korczyńskiej z teatrzyku "Ananas", zastrzelonej przez carskiego oficera. Odtąd, dla spokoju duszy zmarłej, zrezygnowaliśmy z przywoływania jej osoby w audycjach - opowiada.

Sympatia słuchaczy

Chociaż "na starcie" Poszepszyńscy nie mieli zbyt dobrych notowań, kiedy już słuchacze ich pokochali, byli gotowi zrobić dla nich wszystko. Dziadek Jacek niemal codziennie otrzymywał całe paki dżemu truskawkowego. - Zjadała je redakcja, bo ja za słodyczami nie przepadam - śmieje się Jan Kobuszewski. - Pamiętam, że tymi łakociami obdarowywaliśmy też regularnie kilka Domów Dziecka, więc Poszepszyńscy bywali pożyteczni - dodaje Maciej Zembaty. Prezenty dla Poszepszyńskich bywały różne - także kosztowne. Takich jednak aktorzy nie przyjmowali - natychmiast zwracali je słuchaczom. - Nie daliśmy się korumpować w żaden sposób - uśmiecha się Maciej Zembaty, który jako Maurycy otrzymał kiedyś ekskluzywny komplet przyborów do pisania ale go nie zatrzymał - natychmiast został skierowany pocztą powrotną do nadawcy. Nie wszyscy miłośnicy słuchowiska wiedzą, że "Rodzina Poszepszyńskich" miała także fanów w Niemczech. Przez pewien czas audycję z powodzeniem emitowała rozgłośnia w Kolonii...

- Realizując słuchowisko, które nie dość, że trwa latami, to jeszcze cieszy się niemalejącą przychylnością słuchaczy, trzeba się liczyć z tym, że słuchają go również grafomani, którzy bardzo chcieliby się przyłączyć, i tak, obok słoików z dżemem otrzymywaliśmy także gotowe scenariusze odcinków. Spuśćmy jednak miłosierną zasłonę milczenia nad tym faktem - ja im bardzo współczuję, bo to ludzie, którzy bardzo by chcieli, a nie mogą. Życzę im jak najlepiej, ale dobrze, by nie publikowali... - opowiada Maciej Zembaty.

Trzask prask i po wszystkim

Koniec słuchowiska był prozaiczny i nastąpił jeszcze przed niespodziewaną śmiercią niespełna 55-letniego Jacka Janczarskiego. Realizatorom podziękowano za pracę, tłumacząc to brakiem pieniędzy. - Nie tracę nadziei, że to się kiedyś zmieni. Wierzę, że formuła, która teraz obowiązuje we wszystkich programach radiowych przestanie w końcu słuchaczom wystarczać i pojawi się znowu miejsce na słuchowiska i innego typu rozrywkę, a niżeli tylko te krótkie formy, jakie można dziś usłyszeć. I wtedy napiszę jeszcze co najmniej kilka odcinków. Bardzo tęsknię za Jackiem i Poszepszyńskimi - zamyśla się Maciej Zembaty. - Jest jeszcze scenariusz filmu "Rodzina Poszepszyńskich", który czeka na realizację, ale jaka jest sytuacja w filmie polskim, każdy widzi i czy do tego w końcu dojdzie, nie wiem. Jeśli tak, musiałoby to odbyć się z tymi samymi aktorami, którzy występowali w słuchowisku. Inaczej nie miałoby sensu - dodaje.

Zdaniem Piotra Fronczewskiego przeniesienie czysto literackiego pomysłu na ekran to zawsze problem. W przypadku Poszepszyńskich tym większy, że wymagałby ogromnego nakładu pracy koncepcyjnej, głównie dotyczącej formalnej strony rodziny - Prawdopodobnie mogłoby to być coś na kształt makabrycznej Rodziny Addamsów w Polskim wydaniu... - ocenia. Jan Kobuszewski mówi, że od początku pomysłu ekranizacji słuchowiska był jednym z głównych przeciwników przedsięwzięcia. - Po prostu uważam, że nie powinno się pokazywac w kinie czy telewizji rzeczy obscenicznych. Radio jest "teatrem wyobraźni" - stwierdza. - Kiedy z okazji jubileuszu swojego 25-lecia Poszepszyńscy wyszli z radia na scenę teatru, odbyło się to w sposób "przyzwoity". Na scenie odtworzono studio, w którym nagrywane były odcinki i zrobiliśmy teatr radiowy - podsumowuje.

Krzysztof KNAS

©Deepblue